środa, 15 czerwca 2011

Z wiązania węzełków wnioski płynące…

Zawsze, gdy nauczyłem się wiązać kolejny węzełek, wydawało mi się po kilku chwilach, ze to nic trudnego. Ucząc się kolejnego, nie zawsze wszystko przychodziło mi łatwo, choć nie ukrywam z większą łatwością niż innym. Po pewnym czasie i wielu zawiązanych węzłach, pojawia się przekonanie, że sam proces wiązania nowych węzłów, nie jest wcale trudny i że nawet  najbardziej skomplikowane węzły nie są w istocie wcale skomplikowane a jedynie czasochłonne. Tkwiłem w podobnym przekonaniu już bardzo długo i szczerze mówiąc nie wiązałem skomplikowanych węzłów nie dlatego, że były za trudne, lecz dlatego, że były zbyt czasochłonne… Straciłem poczucie “trudności węzłów” co poprowadziło za sobą zaburzenie poczucia wartości moich prac. Być może brzmi to śmiesznie lub nawet zarozumiale, lecz przyznam szczerze, że zdolność określenie punktu odniesienia trudności i skomplikowania węzełków odzyskałem dopiero w trakcie warsztatów “knociarskich” jakie poprowadziłem na potrzeby kursów zorganizowanych w moim Hufcu. Planując zajęcia, ustaliłem jaki to rozmaite węzły, będą umieli zawiązać kursanci. W trakcie zajęć moje plany uległy jednak znacznej “modernizacji” Powodem tego nie była wcale zdolność pojmowania wiedzy przez osoby do których kurs ów był skierowany, lecz moje błędne ocena trudności węzłów. Uświadomiłem sobie, że niektóre węzły są, tak na prawdę, niezwykle trudne do zawiązania, a to czy ktoś jest w tym dobry czy tez całkiem przeciętny jest w istocie mniej wiedzą i zdolnością, a bardziej stanem umysłu. Takiego bardzo “poplątanego” umysłu….

SAMSUNG            SAMSUNG            SAMSUNG